Ludzie prawi i odważni

autor: karolina | 2013-08-14 | Jeździec znikąd

Dziki Zachód, wielkie pieniądze, pościgi i zemsta to motywy przewodnie nowego filmu Gore Verbinskiego "Jeździec znikąd". Twórca niesamowitej trylogii o Piratach z Karaibów po raz kolejny chciał nas zaczarować obrazami, wykorzystując do tego dość błahą historię.

Stróże prawa wyruszają w pościg za poszukiwanym przestępcą Buchem Canvendish (Wiliam Fichtner) i niestety stają się jego ofiarą.

Z napadu bandy Canvendisha wychodzi cało tylko John Reid (Armie Hammer), który postanawia pomścić swoich znajomych oraz dwóch braci. W tej wyprawie towarzyszy mu Tonto (Johnny Depp), Indianin, któremu rozbójnik w przeszłości stanął na drodze. Połączy ich silna więź i razem zapragną wymierzyć sprawiedliwość. John Reid założy maskę i stanie się tajemniczym Jeźdźcem znikąd przemierzającym Teksas na swym białym koniu.

Ich zmagania mają miejsce w niespokojnych czasach, kiedy Stany Zjednoczone wchodzą na ścieżkę intensywnego rozwoju, zagrażając naturze i rdzennym mieszkańcom. Tło historii stanowi budowa Kolei Transkontynentalnej oraz ciche rozgrywki pomiędzy przedstawicielami władzy, dotyczące przede wszystkim srebra i wielkich pieniędzy. A dodatkowo, w ten męski świat, zostaje wplątana Rebbeca (Ruth Wilson), która doskonale wypełnia stereotypową rolę kobiety: opiekuje się synem i czeka na miłość. Rebbeca jest młodą wdową i musi sama poradzić sobie w tym niełatwym świecie, a z pomocą pragnie jej przyjść nie jeden mężczyzna.

Film zaprezentowany przez Verbinskiego stanowi klasyczny western. Znajdziemy w nim paletę bohaterów typowych dla tego gatunku: strażnicy prawa, zły bandyta, burmistrz oraz nieustraszony wybawca społeczności. Akcja również rozwija się według znanego schematu, nie przynosząc wielkich zaskoczeń. Na szczęście monotonię teksańskich prerii przerywają pościgi okraszone dozą humoru. Zachwycające są wyczyny na koniach oraz klasyczne już sceny na dachach pociągów świadczące o zręczności realizacji reżysera. Mimo wszystko całym obraz nie spełnił moich oczekiwań. Helena Bonham Carter przechodzi bez echa, a choć jej twarz zdobi plakat na ekranie pojawia się tylko parę razy.

Johnny Depp do znudzenia przypomina Jacka Sparrowa i niestety nie można pozbyć się tego wrażenia. Nie ułatwiał tego ani przerysowany strój, ani prezentowane przez niego gesty. Co najważniejsze, nie zawiodła mnie muzyka Hansa Zimmera, którą można rozpoznać już po pierwszych dźwiękach. Doskonale buduje nastrój i wprowadza kolejnych bohaterów, przypisując im odpowiednie tematy.

Ciekawym zabiegiem okazało się odświeżenie uwertury z opery "Wilhelm Tell" Rossiniego i wykorzystanie jej w scenie pościgu.

Filmy zamknięty jest w ramy opowieści starego człowieka pracującego na wystawie dotyczącej dawnego Teksasu i jego mieszkańców. Mężczyzna, który zapewne jest potomkiem dawnych Indian, opowiada małemu chłopcu o tych niesamowitych wydarzeniach pełnych grozy, ale przede wszystkim o ludziach prawych i odważnych. Możemy się tylko zastanawiać, czy wydarzenia z opowieści miały miejsce naprawdę, czy stanowią wytwór wyobraźni Indianina. Natomiast jego opowieść nosi znamiona przydługich i nudnych historii opowiadanych przez dziadków, których nikt już do końca nie chce słuchać.

GC

Reklama


Reklama

Reklama