cinema.pl Wywiady

środa, 20 luty 2013 16:20

'Moim guru jest Jan Peszek'

Napisane przez 
Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Opublikuj na FacebookOpublikuj na Google BookmarksOpublikuj na Twitter

Olga Bołądź, czyli aktorka urodzona w Toruniu. W 2007 ukończyła krakowskie PWST. Zagrała w takich filmach jak „Skrzydlate Świnie”, „Nad życie”, „Piksele” czy w serialach: „Hotel 52”, Układ Warszawski”, „Cza Honoru” i w wielu innych produkcjach. Olgę można również zobaczyć w teatrach: Polonia, IMKA czy Buffo. Magazyn Filmowy miała okazję porozmawiać z aktorką o serialach, teatrze i pracy aktora.

Masz okazję pracować z wybitnymi reżyserami.

O. B.: Praca ze znanymi reżyserami na pewno jest ogromna przyjemnością, dlatego że człowiek się uczy. Współpracując z Kasią Adamik byłam otwarta, ponieważ odczuwałam u niej niesamowita energię do pracy i chęć. Ona mnie tym zaraziła. Człowiek przyzwyczaja się do pracy z kimś, komu zależy, kto jest pracowity i ma tę iskierkę w oku. Na szczęście udaje mi się współpracować w większości z osobami, z którymi chciałabym się spotkać. Teraz zaczynam próby w Teatrze IMKA Tomasza Karolaka do nowego spektaklu w reżyserii Krzysztofa Materny, a teksty piosenek pisze Maciej Stuhr. Będzie to kombinacja tekstów Sienkiewicza. Może się więc zdarzyć, ze Janko Muzykant spotka nad rzeką Zbyszka z Bogdańca lub Stasia, który poszukuje wody. Myślę, że będzie to absurdalna komedia. Osobiście cieszę się na ten projekt, ponieważ spotkam się z Tomaszami Karolakiem i Kotem, Piotrem Adamczykiem, więc obsada znowu wymarzona dla mnie.

Wspomniałaś o projekcie pt.: "Henryk Sienkiewicz. Greates Hits" w Teatrze Tomka Karolaka. Jak to się zaczęło?

O. B.: Z Krzysztofem Materną współpracuje od spektaklu „Dobry wieczór Państwu”, który gramy w Polonii, a poznałam go na Festiwalu Filmowym w Gdyni. Zaproponował mi wtedy (przed 2 laty) ten spektakl sienkiewiczowski, ale wtedy nie doszedł do skutku. W międzyczasie zrobiliśmy tę małą formę w Teatrze Polonia. Tomek Karolak zaś jest człowiekiem, który jest znany z mało poważnych ról komediowych. Jest on jednak aktorem dramatycznym, który wielokrotnie występował na scenie w teatrze, w poważnych spektaklach. Jego teatr jest właśnie taki, więc polecam obejrzenie czegoś w IMCE, ponieważ są tam niesamowite tytuły, są to spektakle ambitne, ale są lekkie. Na pewno nie zobaczymy tam farsy. Z drugiej strony u w teatrze występują wybitni aktorzy, są ambitne teksty np. ‘Trans-Atlantyk’ z Janem Peszkiem. Tomek ma chyba taka receptę, że jeżeli czasami w TV jest komediantem, to jednak w teatrze podchodzi bardzo poważnie do aktorstwa.

„Dobry wieczór Państwu” to kolejny projekt teatralny, w którym spotykasz się z Krzysztofem Materną.

O. B.: Jest to spektakl o starym, znużonym konferansjerze, który ma poprowadzić koncert. Jesteśmy za kulisami, a ja gram jego asystentkę. Podczas spektaklu jesteśmy świadkami rozmowy między nim, mną a publicznością. Krzysztof wprowadza widownie w świat show biznesu, a widz może przyjrzeć się absurdowi, który się tam dzieje. To jest lekki spektakl, my tę rzeczywistość trochę wykoślawiamy. Moja postać zaś jest dziwna, ale zabawna. Lubimy grać ten spektakl. Przynosi nam dużo satysfakcji. Sam spektakl się zmienia, poprzez dodawanie niektórych nowych rzeczy, a niektóre przestają być aktualne. Sam spektakl powstawał w styczniu tego roku. Krzysztof pisał go dla mnie i dla siebie samego, wiec jestem z tym spektaklem związana emocjonalnie.

A jakim reżyserem jest Krzysztof Materna?

O. B.: Jako reżyser bardzo mnie zadziwił, nigdy nie podniósł głosu, nigdy mi nie powiedział, że robie coś źle. Miałam trochę tremę, ale Krzysztof okazał się miłym, kulturalnym człowiekiem. Wiedział czego chce i jak coś widział inaczej to mówił „Słuchaj to jeszcze nie to, spróbuj inaczej”. Było to czasami trudne, ponieważ zawsze jest lepiej gdy od razu trafi się w jakąś myśl. On chciał stworzyć postać tej asystentki jaką on widzi. Chyba sprostałam temu zadaniu, ponieważ publiczności się podoba. My zaś mamy dużo uciechy, grając ten spektakl.

Jakiś czas temu telewizja TVN wemitowała serial "Układ Warszawski, w którym po latach spotkałaś się z Janem Englertem.

O. B.: Tak rzeczywiście, spotkaliśmy się w serialu i filmie „Skorumpowani”, który niestety nie był za dobrze zrobiony, nie był dopracowany. Jan Englert grał w nim mojego ojca, a Beata Ścibakówna – moją matkę. Z Panem Janem mieliśmy spotkać się w Teatrze Narodowym, ale zabrakło czasu. W „Układzie” spotkaliśmy się po trzech latach, ale w serialu mamy mało wspólnych scen. Leszek ma więcej scen z Panem Janem, a moja bohaterka stroni od niego, a nawet go nie lubi.

Serial kryminalny, to strzelanina, pościgi i szybkie samochody. Jak sobie radziłaś np. ze scenami pościgu?

O. B.: Cieszę się, że mogłam jeździć szybkimi samochodami, które nie były moje. Mogłam je wypróbować do bólu. W wielu scenach nie korzystaliśmy z kaskaderów. Jeżeli już musieliśmy korzystać z usług kaskadera, to występował kaskader – mężczyzna z przyczepionym kucykiem. Jeżeli chodzi o strzelanie, to na palnie strzelamy ślepakami, więc większych przygotowań nie było. Oczywiście miałam spotkanie z policją.

W serialu "Ukłąd Warszawski spotkałaś się z LesłąwemŻurkiem, który podobno Cię ‘fuksował’. Faktycznie to było takie okropne?

O. B.: ‘Fuksówka’ jest takim zwyczajem studenckim, oficjalnie zabronionym przez władze uczelniane. U mnie taką ‘fuksowkę’ przeszło 20 osób, a z roku Żurka było ich chyba 7, więc oni prowadzili naszą ‘fuksówkę’. Trochę się na nas wyżywali, ponieważ chodziło aby dopiec tym młodym studentom i pokazać im o co chodzi w tej szkole. Nasze etiudy były chyba lepsze od naszych dyplomów na IV roku. Kiedy dostajesz zadanie zagrania etiudy „Gołębica w rozpadlinach skalnych” i masz na zastanowienie 30 sek., to człowiek porusza wszystkie swoje rejony fantazji jakie posiada.

Będąc jeszcze przy studiach, słyszałam że Twoim guru był Jan Peszek.

O. B.: Od momentu kiedy skończyłam szkołę jesteśmy „na Ty”, chociaż gdy się spotykamy to mówię „Panie profesorze”. Faktycznie jest moim guru, wielka osobowość, wielki aktor. Trochę żałuję, że jest go tak mało obecnie w kinie czy w telewizji. On jednak na nudę nie narzeka, cały czas gra u młodych reżyserów, jest rozchwytywany. Wiem, że aktualnie wciela się w postać Bruce Lee, więc na pewno pojadę do Krakowa, aby to zobaczyć. Z tego co mówił, to reżyser zabrał ich do Chin, na spotkanie mistrzami kung-fu. Może to być ciekawy spektakl, tym bardziej, że sam aktor jest takim trochę wariatem, a ja lubię artystów, którym się chce.

Widzowie znają Cię również jako Celinę z serialu "Czas Honoru". W jednym z artykułów przeczytałam Twoją wypowiedź, że Celina jest Ci bliska, ale nie chciałabyś żyć w jej epoce.

O. B.: Tak Celinę cenię, za to, że jest nietuzinkowa. Jest chłodna, zdystansowana, zbytnio nie okazuje emocji, a  ja to sobie cenie w tej postaci, ponieważ jestem bardzo ekstrawertyczna. Ona jest minimalistyczna i gdzieś mi do tego blisko, lubię ją grać. Natomiast epoka, w której moja postać dojrzewa, żyje jest nie do pozazdroszczenia.

Magda Boczarska powiedziała, że o tamtych czasach dowiadywała się od dziadków.

O. B.: Moim ulubionym przedmiotem w szkole była historia, język polski. Wszyscy wiemy jaki mamy stosunek do II Wojny Światowej, bardzo emocjonalny, ponieważ każdy z nas miał kogoś kto walczył, kto był jakoś przez tę wojnę dotknięty. Jest ona cały czas żywa, cały czas obecna. Być może, stąd moja fascynacja tym okresem, tym co się działo i jak to zmieniło nasz kraj oraz tym co się po tym wydarzyło. Dla mnie to była ogromna przyjemność móc w to wejść i przedstawiać ludzi, którzy wtedy borykali się z życiem.

Okres ten, to z jednej strony ciężki okres, ale z drugiej zupełnie inne stroje, obyczaje …

O. B.: Patrząc na stare zdjęcia, widzimy elegancję, która wtedy panowała. W tamtych czasach większość mężczyzn nosiła garnitury, marynarki, koszule. Dzisiaj nie ma już takiej codziennej elegancji, kultury, zatraciliśmy to. To głównie kojarzy mi się z tamtymi czasami. Poza tym wtedy była też inna odczuwalność życia, może dlatego, że były jaśniejsze zasady i świat nie był tak otwarty i dostępny.

Wspomniałaś o strojach, ale warto też wspomnieć o scenografii…

O. B.: Dokładnie, cała ulica nagle zamienia się, jeżdżą na niej stare samochody, ludzie chodzą w typowych strojach z tamtych lat. Poza tym trzeba było zadbać o szczegóły jeżeli chodzi o wystrój budynków, słupów, wiec trzeb było postarać się o stare reklamy, ulotki, gadżety. Efekt jest niesamowity. Miło było przenieść się do tamtych czasów, właśnie poprzez granie w takiej produkcji.

Czytany 1146 razy Ostatnio zmieniany środa, 20 luty 2013 17:20

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy Odśwież

Reklama


Reklama

Reklama