cinema.pl Wywiady

wtorek, 26 luty 2013 09:04

Słuchowisko radiowe jako inspiracja

Napisane przez  Ewa Cieplinska
Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Opublikuj na FacebookOpublikuj na Google BookmarksOpublikuj na Twitter

Roger Michell, reżyser kultowego brytyjskiego filmu ‘Notting Hill’ oraz ‘The Mother’ i ‘Enduring Love’ z Bondem wszech czasów - Danielem Craig, w roli głównej, mówi o swojej najnowszej produkcji: ‘Weekend z królem’.

Podobno inspiracją do najnowszego Pana filmu było słuchowisko radiowe o tym samym tytule, wyemitowane przez  radio BBC w roku 2009. Dlaczego postanowił Pan zrobić film oparty na tej sztuce?

To długa historia. Z autorem słuchowiska, Richardem Nelsonem, świetnym amerykańskim dramaturgiem, współpracowałem w latach 80-tych i 90-tych w the Royal Shakespeare Company w Londynie. Richard mieszkał w Rhinebeck, w stanie New York, w malowniczej dolinie rzeki Hudson. Często spotykał tam Margaret Suckley. Daisy była już wtedy kruchą, starszą panią, sporo po 80-tce. Po jej śmierci, znaleziono pod łóżkiem wiele tomów pamiętników, w których opisywała swój związek z dalekim kuzynem, ówczesnym prezydentem Stanów Zjednoczonych, Franklinem D. Rooseveltem oraz listów, które do siebie pisywali. Opublikowane później wspomnienia Daisy zaciekawiły Richarda. Mówiły o mało znanych intymnych wydarzeniach w życiu osoby publicznej. Stanowiły także świetny komentarz do ówczesnych wydarzeń politycznych. Dla dramaturga taki materiał jest zawsze doskonałym tematem do sztuki teartalnej albo słuchowiska radiowego. Richard napisał je na zamówienie BBC Radia 3. Dla mnie wspomnienia Daisy były ciekawym punktem wyjściowym do scenariusza filmowego na temat relacji między życiem prywatnym i publicznym.

‘Weekend z królem’ opowiada historię prawdziych osób i udokumentowanych faktów historycznych. Ile miejsca zostaje w takiej sytuacji na fikcję artystyczną?

‘Weekend z królem’ jest filmem fabularnym, nie dokumentalnym. Jego bohaterowie są wprawdzie postaciami historycznymi przedstawionymi na tle znanych wydarzeń, jednak wszystkie sytuacje i rozmowy są całkowicie fikcyjne. To seria hipotetycznych wydarzeń, które po prostu mogły zaistnieć w prywatnym życiu bohaterów filmu. Autor scenariusza ma w takim przypadku absolutną swobodę twórczą.

To jednak nie zwalnia nas od powinności zachowania dbałości o detal historyczny. W przedprodukcji przeprowadziliśmy ogromną ilość badań na temat prezydenta Roosevelta i jego otoczenia. Odwiedziliśmy jego dom rodzinny - Springwood oraz Top Cottage. Przewertowaliśmy ogromną ilość dokumentów. Obejrzeliśmy wszystkie pamiątki, jakie po nim zostaly, np. specjalnie zaadotpowany dla jego potrzeb samochód, jego garderobę, specjale wiązadła, których używał do chodzenia po chorobie, którą przeszedł w młodości.

Przed światową premierą filmu zaprosiliśmy na pokaz najstarszego wnuka prezydenta, Curtisa Roosevelta. Przyznał, że chociaż większość sytuacji przez nas stworzonych byłaby raczej trudna do udowodnienia, atmosfera filmu jest zgodna z historycznymi wydarzeniami tamtych lat.

Czy nie był zdziwiony, że ani razu nie pokazał Pan w filmie rzeki Hudson, a przecież jest tak bardzo dominującym elementem krajobrazu wokół posiadłości Springwood , nie wspominając już nawet oryginalnego tytułu filmu – ‘Hyde Park on Hudson’?

Znam dolinę Hudsona bardzo dobrze. W celu zapoznania się z okolicą, spędziliśmy w Springwood dużo czasu. Muszę przyznać, że rzeki stamtąd dziś nie widać. Zasłaniają ją ogromne drzewa, które w 1939 roku były, oczywiście, znacznie niższe. Nie widać jej nawet z Top Cottage, gdzie podczas słynnego pikniku prezydent Roosevelt podejmował brytyjskich monarchów hot dogami. Żeby zobaczyć Hudsona musieliśmy pojechać na sam jego brzeg. Potraktowałem ten fakt jako prawomocne alibi zwalniające mnie od wkomponowywania do filmu komputerowo generowanych ujęć tej imponującej rzeki.

Poza tym, film kręciliśmy w Wielkiej Brytanii: w parku Warmsley, przepięknej własności rodziny Getty oraz w ogromnej wiktoriańskiej wiejskiej rezydencji w północnym Londynie. Jednym z głównych powodów takiej decyzji były finanse. Realizacja filmu w Stanach Zjednoczonych kosztowałaby nas dwa razy więcej. Poza tym Springwood jest bardzo cenionym i mocno strzeżonym zabytkiem historycznym. Uzyskanie pozwolenia na filmowanie na jego terenie jest praktycznie niemożliwe. Znalezienie podobnej rezydencji w Wielkiej Brytanii okazało się znacznie łatwiejsze i tańsze. Poza tym krajobraz południowej Anglii jest bardzo podobny do krajobrazu doliny Hudsona.

Trudno się oprzeć chęci porównania Pana filmu do ‘Jak zostać królem’ Toma Hoopera.

Muszę przyznać, że nie jestem zdziwiony. Kiedy ‘Jak zostać królem’ wszedł do kin i uzyskał wspaniały sukces, zastanawialiśmy się przez chwilę, czy nie zrezygnować z naszego projektu. Wróciliśmy jednak do scenariusza, dokonali pewnych zmian i postanowili kontynuować rozpoczęty film.

Wyszliśmy z założenia, że nasza publiczność zobaczy wcześniej ‘Jak zostać królem’. Zrezygnowaliśmy więc z wielu detali dotyczących Jerzego VI-go, np. jego relacji z ojcem i bratem. Nasz film opowiadał przecież o prywatnym życiu prezydenta Roosevelta i wydarzeniach historycznych, subiektywnie opisanych przez Daisy Suckley w prywatnych pamiętnikach.

Jak przekonał Pan Billa Murray, żeby przyjął rolę prezydenta Roosevelta?

Nie było łatwo. Bill jest bardzo ekscentryczny. Nie ma agenta, ale ma prawnika. Uwielbia golf. Dużo gra. Trudno się z nim skontaktować. Scenariusz filmu przeszmuglowałem więc przez wspólnego przyjaciela, ale, prawdę mówiąc, nie spodziewałem się szybkiej odpowiedzi. Rzeczywiście długo nie odpowiadał. Aż któregoś dnia – prawie rok później - zadzwonił ktoś, kto podawał się za Billa. To był rzeczywiście Bill. Podobał mu się scenariusz, ale chciał wiedzieć, dlaczego właśnie jemu zaproponowałem tę rolę. Przedstawiłem mu wizję filmu. Powiedziałem, że nie interesowała mnie opowieść w stylu Dominique Strauss Khan czy nawet Billa Clintona. Roosevelt nie był aniołem - utrzymywał intymne związki z wieloma kobietami równocześnie. Miał jednak tak dużo uroku i wdzięku, że łatwo wybaczano mu te wszyskie swawolne uchybienia. Powiedziałem Billowi, że tylko on ma w sobie podobną ilość powabu i figlarności. Miałem rację! Jego kreacja jest wspaniała.

Mimo obecności na ekranie znanych historycznych postaci prezydenta i monarchy brytyjskiego, to jednak Daisy jest główną bohaterką filmu. Jak udało się Panu utrzymać ją na pierwszym planie od początku do końca filmu ?

Nie bez trudu. W słuchowisku radiowym były dwie Daisy - młodsza, która uczestniczyła w przedstawionych w filmie wydarzeniach oraz starsza, komentująca je z perspektywy czasu. Zastanawialiśmy się nad podobnym rozwiązaniem. Rolę starszej Daisy zaproponowaliśmy Judy Dench. Nie była nią zainteresowana. Postanowiliśmy więc wprowadzić głos narratora. Tylko w ten sposób mogliśmy zachować Daisy jako postać pierwszoplanową, zwłaszcza w drugiej części filmu, kiedy uwaga widza skupia się głównie na wizycie królewskiej. Na scenie pojawia się wtedy także druga postać kobieca - Eleanor, żona prezydenta Roosevelta. Eleanor jest kobietą niezależną, o silnym charakterze. W porównaniu z nią Daisy wydaje się jeszcze bardziej bierna i chętniej pozostająca w cieniu. Muszę przyznać, że nie jest to typowy obraz głównej bohaterki, ale po przeczytaniu jej listów i pamiętników, jestem pewny, że taką właśnie osobą była Margaret Suckley - wierna do końca. To ona była przy łóżku umierającego prezydenta Roosevelta. Można ją porównać do bohaterek z powieści Jane Austen.

Ewa Cieplińska-Bertini

Czytany 1184 razy Ostatnio zmieniany poniedziałek, 04 marzec 2013 08:52

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy Odśwież

Reklama


Reklama

Reklama