cinema.pl Wywiady

czwartek, 05 wrzesień 2019 15:15

Polskę ominęła rewolucja seksualna - Szymon Jachimek dla cinema.pl

Napisane przez 
Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Opublikuj na FacebookOpublikuj na Google BookmarksOpublikuj na Twitter

Szymon Jachimek z wykształcenia socjolog. Do 2014 r. współtworzył trójmiejski Kabaret Limo. Po zakończeniu działalności kabaretu zajął się improwizacją komediową (m.in. w grupach Jachimek-Tremiszewski Trio oraz Dzikie Węże), konferansjerką oraz dramatopisarstwem. W 2016 roku zdobył I Nagrodę w 27. Ogólnopolskim Konkursie na Sztukę Teatralną dla Dzieci i Młodzieży, w latach 2016-2019 był półfinalistą Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej, w 2018 roku otrzymał III nagrodę na konkursie Teatroteka. Współpracował m.in. z Teatrem im. S. Jaracza w Olsztynie, Teatrem Muzycznym w Łodzi, Teatrem Akademii Sztuk Teatralnych we Wrocławiu i Sceną Wspólną w Poznaniu. Artysta brał udział w opracowaniu sztuki TO TYLKO SEX. Mieliśmy okazje porozmawiać właśnie o tym przedsięwzięciu.

 

 

To tylko sex to teks, który powstał 30 lat temu ... można powiedzieć kawał czasu.

Zależy, jak na to spojrzeć. Skoro Szekspira gramy od stuleci… Obecnie powstaje mnóstwo tekstów dramatycznych, więc jeśli ktoś decyduje się sięgnąć po sztukę sprzed kilku dekad, świadczy to świetnie o jej jakości. 

Co spowodowało, że wziął się Pan za ten tekst?

To będzie mało romantyczna odpowiedź: zamówienie. Do projektu zaprosił mnie reżyser spektaklu, Giovanny Castellanos, z którym miałem okazję poznać się w Teatrze im. S. Jaracza w Olsztynie. W stolicy Warmii odbyły się bowiem trzy premiery moich tekstów, zrealizowane przez mojego naczelnego reżysera, Tomka Valldal-Czarneckiego. Wszystkie te spektakle to komedie, wszystkie spotkały się z pozytywnymi reakcjami widowni - stąd zapewne pomysł Giovanny’ego, aby mnie ściągnąć. 

Ale zanim wyraziłem ostateczną zgodę, poprosiłem o przesłanie oryginalnego tekstu. Po pierwszej lekturze przede wszystkim pozazdrościłem autorowi tak prostego i świetnego pomysłu na sztukę. Interaktywny monodram komediowy o seksie - trzeba naprawdę srogiego beztalencia, by to spartolić.

Jak jest z nami Polakami? Potrzebujemy wskazówek, szkoleń jak sobie radzić w miłosnych sprawach?

Kurczę, nie chcę mówić za cały naród. Mogę za siebie - i nigdy dobrą wskazówką nie wzgardzę. Niezależnie wszakże od naszych doświadczeń, stażu, statusu i światopoglądu, seks to bardzo ważna i nie aż tak prosta sprawa, jak to się zwykło opowiadać w męskiej szatni. Dlatego zawsze warto o nim sobie pogadać.

Jeżeli mamy jakiś problem, to z czego to wynika?

Chyba właśnie z tego, że za mało gadamy. Brakuje nam śmiałości i otwartości, umiejętności przyznania się do niewiedzy i błędów. A sam język polski - wspaniały i kochany - nie ułatwia sprawy. 

Jak wypadamy na tle np. zachodnich krajów?

Muszę podkreślić, że nie jestem ekspertem. Ani ze mnie seksuolog, ani i zawodowy zdobywca kobiecych wdzięków, abym mógł z pełnym przekonaniem wypowiadać się o różnicach dzielących nas od innych narodów. Ale już pobieżne zapoznanie się z literaturą - tak fachową, jak i obyczajową - podpowiada, że wielkim nieszczęściem nas wszystkich jest fakt, że Polskę ominęła rewolucja seksualna. Obserwując niedawne wydarzenia w Białymstoku, słuchając hierarchów kościelnych, chce się wyć ze złości, że mamy w sobie tak potężne pokłady zaściankowości i ignorancji. Seksem należy się cieszyć, mądrze i odpowiedzialnie. Mamy do nadrobienia wielki dystans względem Zachodu. 

Praca w kabarecie pomogła w pracy nad tekstem? W jaki sposób?

Pierwszym etapem mojej pracy było wyrzucenie słabych dowcipów i zastąpienie ich choć troszeczkę lepszymi. W drugim etapie, mocno zainspirowanym przez Olgę, poszliśmy dalej: stworzyliśmy znacznie mocniejszą postać terapeutki. Dowiedzieliśmy się o niej więcej, możemy ją m.in. podglądać w bezpośredniej rozmowie z klientami. Takie podejście spowodowało, że niektóre dowcipy z poprzedniej wersji stały się mocno „siłowe”, wymuszone i tym samym nieśmieszne. 

Na szczęście już dawno w Kabarecie Limo staraliśmy się - głównie piórem i głową Abelarda Gizy - budować przede wszystkim sytuację, a dopiero na jej podstawie wymyślać gagi. I te żarty, które może nawet by i śmieszyły, ale nie pasowały do historii, nie rozwijały jej, szły pod nóż. Widać to zresztą po czasie trwania naszych skeczy - rzadko który dobijał do 5 minut. Gdy zaś teraz zdarza mi się obejrzeć skecz z jakiegoś kabaretonu, średnia oscyluje wokół 20 minut. I jakoś bardziej przemawia do mnie nasza filozofia sprzed kilku lat. Mam nadzieję, że te wzorce są widoczne również i w „To tylko seks”. 

Tekst powstał 30 lat temu? co było najtrudniejsze? Podejrzewam, że trzeba teks było trochę uaktualnić...

Bez wątpienia. Nasze poczucie humoru się zmienia, podobnie zresztą jak i język. Niektóre rzeczy, które 30 lat temu były na krawędzi dobrego smaku, dziś mogą brzmieć jak z podręcznika dla przedwojennych harcerek. Swoją robotę wykonał także niesłychanie przybierający na popularności stand-up. I nawet nie chodzi o to, że musiałem dodawać wulgaryzmy do oryginalnego tekstu (wydaje mi się, że nie ma żadnego), co o pewną dynamikę języka. Skróty myślowe, mniej okrągłe zdania, bezpośredniość w rozmowie z widownią - ta część procesu kojarzy mi się z odświeżaniem logo czy wyglądu sklepów: wciąż jest tak samo, ale jednak inaczej. 

Ponadto w oryginalnym tekście widniały żarty, których nie mogłem nie wyciąć. Może 30 lat temu bawiły, jednak dziś budzą wyłącznie zażenowanie. Żeby nie być gołosłownym: wiesz, jak zostały nazwane niewydepilowane męskie okolice intymne? „Wacek-krzaczek”. Brrrrrr.

Jak wyglądała współpraca z reżyserem i Olga? 

Nigdy chyba w wywiadach okołopremierowych nie przeczytałem „współpraca była koszmarem, moi koledzy to idioci”. I ja… będę kontynuował tę tradycję. Jednak co ważne, piszę zupełnie szczerze: to był świetny czas. Giovanny dawał spokój i bardzo precyzyjne, konkretne uwagi. Olga wyrzucała z siebie kaskady pomysłów i propozycji, które starałem się łapać, notować i przynosić na kolejne próby w oszlifowanej formie. A wszystko to w swobodnej, bezstresowej atmosferze. 

Jako „autor opracowania tekstu” nie byłem zobowiązany do uczestniczenia we wszystkich próbach. Jednak kilkakrotnie starałem się z własnej woli łączyć moje inne obowiązki zawodowe z zahaczeniem o Teatr Imka (a to jednak 400 km od domu), gdzie Olga i Giovanny pracowali nad spektaklem. 

 

Czytany 1348 razy Ostatnio zmieniany czwartek, 21 listopad 2019 12:58

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy Odśwież

Reklama

Pies.tv

Reklama

Reklama