Akcja filmu "Trzy kilometry do końca świata" rozgrywa się w małej rumuńskiej wiosce i opowiada o 17-letnim chłopcu Adim, który zostaje brutalnie pobity przez nieznanych oprawców. Wszęte śledztwo nie prowadzi jednak w żadnym kierunku. Wkrótce na jaw wychodzi jednak prawdziwy powód ataku. Adi pocałował turystę. Ta informacja całkowicie destabilizuje małomiasteczkową społeczność oraz rodzinę Adiego, w szczególności jego pobożną matkę.
Reżyser Emanuel Parvu opowiadając w Cannes o inspiracji do filmu, opartego na prawdziwym przypadku w Rumunii, powiedział: „Nie sądzę, żeby film czy książka mogły zmienić świat, ale z pewnością mogą narzucić pytania. Mogą wywołać tematy do dyskusji, mogą przyciągnąć uwagę. Po to właśnie zrobiłem ten film."
Film pokazuje całą sytuację od strony agresorów - jak nazywa reżyser całe społeczeństwo, w którym żyje. Pârvu podkreśla w wywiadach, że jest w uprzywilejowanej pozycji. Jest biały, jest Europejczykiem oraz mężczyzną. Dlatego nie chciał nakręcić filmu pokazującego perpektywę ofiary, ponieważ nie zna jej odczuć. Zna natomiast swoje, jako członka społeczeństwa i tzw. osób uprzywilejowanych.
W ten sposób chciał zadać najważniejsze pytania. Czy chcemy żyć w takim społeczeństwie? Czy chcemy żeby nasze dzieci wychowywały się w takim społeczeństwie? Reżyser jawnie karci i daje upust swojemu niezadowoleniu, nie dając przyzwolenia na homofobię. Uważa że każdy ma prawo żyć szczęśliwie.
W wywiadzie dla "Pop Culture Planet" powiedział "Chcę zmienić pewne rzeczy w moim społeczeństwie. Myślę, że musimy popracować nad naszym agresywnym nastawieniem. Przecież wszyscy możemy żyć szczęśliwie. Bóg nie prosi cię, żebyś był mądry i kręcił świetne filmy. Prosi cię, żebyś był dobry. To jest chyba najważniejsza rzecz. Bądźmy dobrzy dla siebie nawzajem."
Rumuński kandydat do Oscara i laureat Palmy Queer ostatniego MFF w Cannes w kinach już 6 grudnia.